O samotnym mężczyźnie

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Niedawno udało mi się sformułować pewną teoryjkę na temat filmów. Film może być obiektywnie dobrze lub źle zrobiony, ale i tak opinia o nim zależy od różnych subiektywnych czynników, zaczynając od dotychczasowych przeżyć, a kończąc na samopoczuciu fizycznym. i tak na przykład w mojej osobistej punktacji filmów "Pamiętnik" na podstawie powieści Nicholasa Sparksa jest wysoko, choć obiektywnie nie jest to dobry film. Po prostu gdy go widziałam, byłam akurat na uczuciowym haju. Z kolei "Aż poleje się krew" jest według mnie marnym filmem, bo na samym początku seansu zachciało mi się bardzo siusiu i nie mogłam z różnych powodów wyjść z sali kinowej. Chyba nigdy mi się żaden film aż tak nie dłużył.

"Samotny mężczyzna" jest według mnie dobrym filmem z całkowicie subiektywnych powodów. Być może dlatego, że oglądałam go po tym, jak zmarł ktoś z mojej rodziny. I choć nie była mi to osoba tak bliska, jak George'owi był bliski Jim, to jednak oglądanie czyjejś żałoby pomaga uporać się z własnymi uczuciami. Dlatego też postanowiłam wstrzymać się przez parę tygodni z recenzją, przemielić film jeszcze raz i dopiero potem podjąć decyzję czy to, co widziałam, jest dobre, średnie czy też może idiotyczne.

I, po zimnym przeanalizowaniu filmu Toma Forda, doszłam do wniosku, że jest to bardzo dobry rzecz. Przede wszystkim dlatego, że porusza totalnie niemedialny temat. Może to tylko moje wrażenie, ale filmów o żałobie jest mało w stosunku do ilości filmowych trupów. Mówię tutaj o takiej żałobie paraliżującej, graniczącej z depresją, a nie o optymistycznych historyjkach z komedii romantycznych. Mam wrażenie, że dla wielu twórców filmów i seriali o wiele lepiej jest zrobić kilkutygodniowy przeskok w akcji lub przejść nad śmiercią do porządku dziennego niż zasmucać widza i skłonić go do refleksji. Ford nie boi się wziąć byka za rogi. Film jest niesamowitą historią o radzeniu sobie z własnymi uczuciami, to fajerwerk najróżniejszych emocji: pozytywne uczucia mieszają się z negatywnymi, smutek i refleksja z radością - tak jak w życiu, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało. Aż dziw, że akcja dzieje się jednego dnia.

Kolejna rzecz, która mnie uwiodła w "Samotnym mężczyźnie" to fakt, że widać, że ten film jest bardzo przemyślany, że mógł powstawać nawet przez parę lat. Każda scena jest dopracowana w najmniejszym szczególe, a początkowa sekwencja wręcz wbija w fotel. Ogromna to zasługa Colina Firtha, na którego (wstyd przyznać) dopiero niedawno przestałam patrzeć przez pryzmat dwóch Darcych. Zawsze wydawało mi się, że Firth jest dobrym aktorem, który niestety nie ma nosa do wybierania dobrych filmów. Cieszę się, że mogłam zmienić zdanie. Niespodzianką był także dla mnie Matthew Goode, któremu kibicuję od czasów, gdy widziałam "Wszystko gra" Woody'ego Allena, i który znów pozytywnie mnie zaskoczył. O Julianne Moore nawet nie wspomnę, bo to klasa sama w sobie. Uwielbiam ją w tym filmie, nawet mimo faktu, że egoizm jej bohaterki niesamowicie mnie wkurzał.

W związku z powyższym, zupełnie obiektywnie, polecam ten film. Jest to jedna z lepszych rzeczy, jakie widziałam w tym roku. Zdecydowanie wolę Forda w wydaniu reżyserskim niż projektanckim, mam więc nadzieję, że "Samotny mężczyzna" nie jest jego jednorazowym filmowym skokiem w bok.

Zwiastun:

Całkowicie się zgadzam, że to, czy film jest dobrze, czy źle zrealizowany tylko w małym stopniu wpływa na to, czy będzie się nam podobał, czy nie. Ale powody "podobania", nawet te subiektywne, mogą być wskazówką dla innych, dlatego warto je ująć w recenzji. Oczywiście zawsze warto się przed seansem wysiusiać i wyspać. Nic tak nie obniża mojej oceny, jak to czy na filmie zasnąłem, nawet z przyczyn zupełnie od filmu niezależnych ;)

No ale trochę obiektywizmu to dobra rzecz:) staram się nie jeździć po filmach, skoro wiem, że prawdopodobnie nie podobał mi się dlatego, że np. nie podobała mi się fryzura aktorki, a tak naprawdę to byłam wściekła na szefa tego dnia, więc nawet moje ulubione filmy uznałabym za bezsensowne.

No, ale czasem nie sposób wyjaśnić, dlaczego tak samo podoba nam się np. Dzień Świstaka, 12 gniewnych ludzi i Kontrolerzy... W każdym filmie może być coś co przemówi szczególnie do ciebie (albo zrazi), pomimo, że obiektywnie nie jest tak dobry (czy tak zły). Warto to jednak uwzględniać. Oczywiście, dobrze, jeśli nie jest to tylko wpływ chwili ;)

No właśnie, zgadzam się w stu procentach:)

Dodaj komentarz